„Kochanie, skaczę z Tobą” Marta Sieroń

Wyobraź sobie, że idziesz mostem. Jest noc, a ty wybrałaś/eś się na spacer, wracasz z pracy, ze spotkania z przyjaciółmi, po prostu przemierzasz znajomą trasę. I nagle dostrzegasz drobną postać stojącą przy barierce, która po chwili przekłada nogi na drugą stronę. Widzisz, jak drży, patrząc w dół. Jak reagujesz?
W nieco podobnej sytuacji znalazł się Jonathan Cole, jeden z głównych bohaterów debiutanckiej powieści Marty Sieroń. Z tą różnicą, że on, patrząc na obcą dziewczynę, która wyraźnie nosi się z zamiarem samobójstwa, nie przejawiał zwykłej, przewidywalnej reakcji. Nie pragnął za wszelką cenę jej ratować, nie współczuł, nie litował się. On rozumiał. Rozumiał, bo i on chciał zakończyć swoje życie.

„Kochanie, skaczę z Tobą” to naprawdę niezwykła i jednocześnie piekielnie smutna książka. Jej bohaterami są ludzie zagubieni tak bardzo, że wstawanie rano przychodziło im z trudem, a każdy oddech jedynie potęgował ból. Marta Sieroń przybliżyła nam sylwetki osób przytłoczonych życiem, pogrążonych w cierpieniu – i właśnie te osoby znalazły do siebie drogę. Coś naturalnego, niemal pierwotnego przyciągało ich do siebie, bo wszyscy byli tak zranieni przez los, że tylko oni mogli sobie nawzajem pomóc. Chyba nikt nie może tak dobrze zrozumieć samobójcy jak drugi samobójca.
Tematyka tej powieści przyciągnęła mnie od razu, wiedziałam z całą pewnością, że nie będzie to lektura lekka, bezrefleksyjna. Nie pomyliłam się. Autorka porusza tutaj wiele trudnych, czasem nawet niezrozumiałych dla zwykłego człowieka motywów. Poszczególne wątki są rozwinięte naprawdę dobrze. Poza depresją, samobójstwem i związanymi z tym moralno-emocjonalnymi rozterkami, pojawiają się tu także miłość, przyjaźń, minusy rozpoznawalności, relacja gwiazda-fani, homoseksualizm i tolerancja, choroba psychiczna, a nawet skutki hejtów w internecie. Trzeba przyznać, że pisarka podjęła się trudnego zadania; większość z tych tematów nie należy do najłatwiejszych, należy odpowiednio operować zarówno językiem, jak i uczuciami przedstawionymi w utworze, by nie przekroczyć delikatnej granicy smaku i wyczucia. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Marta Sieroń udźwignęła tę odpowiedzialność, i to z klasą.
 Styl autorki po prostu mnie urzekł. Jej słowa naprawdę do mnie trafiały i skłaniały do przemyśleń, pojawiało się sporo barwnych metafor, rozbudowanych porównań czy innych środków stylistycznych. Niektóre opisy przeżyć wewnętrznych bohatera mówiącego – którym jest Jonathan – były niemal poetyckie, ale z należytym umiarem. Stan psychiczny Jonathana został zarysowany z, można rzec, chirurgiczną precyzją. Co prawda czasem odnosiłam wrażenie, że tych wszystkich refleksji, psychologii i obrazów emocji jest nieco za dużo, ale biorąc pod uwagę tematykę powieści, nie poczytuję tego za minus. To właśnie emocje bohaterów stanowią główny przedmiot tej powieści. O tym, że pisarce świetnie udało się je oddać, wystarczy powiedzieć, że kilka razy miałam łzy w oczach, a wcale nie tak łatwo mnie wzruszyć przy czytaniu.
Co za tym idzie, bohaterowie są wykreowani naprawdę dobrze. Mimo iż autorka oddała głos Jonathanowi, nie tylko jemu poświęcono sporo uwagi: równie ważni są Jane i James, a także pozostałe postacie, relacje między nimi. Owszem, pojawia się wątek romansowy, jednak mogę go zaliczyć do najpiękniejszych, z jakimi miałam do czynienia w literaturze. Zero koloryzowania, przesadnego romantyzmu, tylko uczucie między dwojgiem skrzywdzonych ludzi, którzy zaopiekowali się sobą nawzajem.
Po kilku pierwszych rozdziałach miałam wrażenie, że akcja rozgrywa się nieco zbyt szybko, że autorka chce błyskawicznie przejść do tego, co najważniejsze. Ponadto pojawiały się zgrzyty stylistyczne i inne, które ogólnie mogłabym nazwać technicznymi. Nie utrudniło mi to jednak czytania – wciągałam się z każdym kolejnym słowem i nawet kiedy przerywałam, myślami nadal byłam wewnątrz tej książki. Obawiałam się zakończenia, ale również przypadło mi do gustu: pisarka postawiła na otwarty wątek, który nie dał gorzkiego smaku niedosytu, za to pozostawił wolne pole dla wyobraźni.
„Kochanie, skaczę z Tobą” to bardzo udany debiut. Moim zdaniem to powieść dojrzała, przemyślana, z przesłaniem, które zostaje w człowieku na długo po odłożeniu książki na półkę. Na mnie wpłynęła niesamowicie i jestem pewna, że w przyszłości będę do niej wracała. Polecam naprawdę wszystkim, bo uważam, że wydarzenia zawarte w powieści mogą wielu z nas otworzyć oczy i wskazać na coś, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy – albo nie chcieliśmy dostrzegać.

8,5/10

Za udostępnienie książki bardzo dziękuję wydawnictwu Pearlic.

9 komentarzy:

  1. Szkoda tylko trochę że autorka tak się "spieszyła" z fabułą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wrażenie ustąpiło bardzo szybko i przestało mieć znaczenie, więc mimo wszystko warto :)

      Usuń
  2. Niech no te wakacje przyjdą szybciutko, bo oto właśnie kolejna pozycja zostaje dodana do mojej listy oczekujących książek. Po samej recenzji chyba już kocham tę opowieść, to zdecydowanie coś dla mnie, jak najbardziej moje klimaty, więc nie mogę się doczekać, kiedy tylko po nią sięgnę :)

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam, to jeden z tych tytułów, których się nie zapomina na długo :)

      Usuń
  3. Książka wydaje się bardzo interesująca, ale okładka jest okropna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka bardzo pasuje do książki, podoba mi się czcionka i sam tytuł również przypadł mi do gustu. Sama mam skłonność do snucia ciągłych refleksji nad ważnymi i mniej ważnymi kwestiami, więc pod tym względem książka z pewnością by mi się spodobała. Wydaje mi się jednak, że byłaby to bardzo przytłaczająca lektura. Jeśli autorka rzeczywiście tak świetnie wszystko opisuje, w tym także uczucia i emocje, które w takim tekście muszą odgrywać ważną rolę, całość z pewnością oddziałuje na czytelnika. Nie wprawiłaby mnie w dobry nastrój.
    Książka niewątpliwie godna uwagi, ale raczej w dniu, kiedy ma się ochotę na głębsze refleksje. I chyba od razu trzeba się nastawić, że czytanie może wprawić w ponury nastrój.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, owszem, książka nie należy do najweselszych, ale nie jest zbyt przytłaczająca :) Co nie zmienia faktu, że na poprawienie humoru raczej się nie nadaje.

      Usuń
  5. Droga Aivalar,
    Dziękuję.

    Od czasu wydania mojej pierwszej książki minęły miesiące, a ja chyba z czystego strachu nigdy nie pokusiłam się o sprawdzenie reakcji jaką ona wywołała. Nigdy nie pomyślałabym, że gdy przyjdzie mi stawić czoła mojemu największemu strachowi, natrafię na twój post, oraz wpis na "lubimyczytac.pl". To, że zabrakło mi słów, czytając twoje niesamowicie pochlebne słowa na temat tego co stworzyłam, jest niedomówieniem.

    Nie wiem jak mam Tobie dziękować, za to co dla mnie zrobiłaś.

    Pozdrawiam,
    Marta Sieroń

    OdpowiedzUsuń

...