(Nie)recenzja: „Lawendowy pokój” Nina George

To nie jest do końca recenzja. Nie chciałam pisać opinii o książce, która doczekała się już naprawdę wielu ocen, zarówno bardzo dobrych, jak i tych nieco mniej. Ale chyba by mnie szlag trafił, gdybym nie wspomniała o tym tytule. Strasznie się cieszę, że wpadł w moje ręce akurat wtedy, kiedy tego potrzebowałam.

Mowa o „Lawendowym pokoju” Niny George. Jak już wspomniałam, recenzje w internecie były naprawdę różne: sporo osób wychwalało pod niebiosa, inni twierdzili, że autorka miała fajny pomysł i go najzwyczajniej w świecie zepsuła. Tak czy siak często natykałam się na jakąś wzmiankę o tej powieści, dlatego zabrałam ją do domu po wypadzie do biblioteki. Niestety, jak to bywa w moim przypadku, wypożyczyłam też multum innych książek i stosik ten topniał bardzo powoli, bo ustawiłam go na półce akurat wtedy, kiedy zaczynał się gorący okres na studiach – same zaliczenia, kolokwia, artykuły do napisania… a do tego lektury, które musiałam czytać. To wszystko sprawiło, że powieść George dawkowałam sobie przez bite trzy tygodnie w niewielkich ilościach. I o ile zwykle takie coś mnie denerwowało, bo nie lubię czegoś robić na tak małe raty, o tyle tym razem okazało się to wyjątkowo zbawienne. Jak terapia.

Głównym bohaterem książki jest Jean Perdu – pięćdziesięcioletni facet prowadzący niezwykłą księgarnię o nazwie „Apteka Literacka”. Niezwykłą z dwóch powodów: po pierwsze, nie prowadził sprzedaży w żadnym budynku, tylko na swojej łodzi zwanej pieszczotliwie Lulu, a po drugie: Perdu miał niesamowitą zdolność odgadywania, czego w danej chwili potrzebuje klient, zatem polecał książkę zupełnie tak, jak aptekarz dobry lek na jakąś dolegliwość. I zwykle udawało mu się trafić w samo sedno. Księgarz pomagał wszystkim wokół, tymczasem sam nie mógł sobie poradzić z własnym smutkiem. Przed dwudziestoma laty porzuciła go ukochana i od tamtego czasu nie miał odwagi przeczytać listu, który przyszedł od niej jakiś czas później. Starał się odgrodzić od wspomnień, nie chciał słuchać tłumaczeń w stylu „tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie” (czołówka najgłupszych tekstów na zerwanie), więc przez dwa dziesięciolecia chował w sobie urazę i tęsknotę. Aż przyszedł dzień, kiedy odczytał wiadomość, która sprowokowała go do tego, że pierwszy raz odcumował Lulu i wyruszył w podróż, zabierając ze sobą młodego pisarza poszukującego weny.

Powyższy akapit to bardzo oszczędny opis fabuły, bo tak naprawdę to właśnie od podróży Perdu zaczyna się właściwa akcja. Rozumiem zarzuty wielu czytelników twierdzących, że autorka bardzo przeciągała wydarzenia, „przynudzała”, nie serwując niesamowitych zwrotów akcji czy momentów zapierających dech w piersiach. Ale wydaje mi się, że to nie było jej celem, przynajmniej ja tak to odbieram. Bohater stworzony przez Ninę George pomagał ludziom książkami – a z kolei jej powieść pomogła mnie. Między innymi dzięki tej historii przetrwałam średnio ciekawy okres w życiu. To nie tak, że teraz jest wszystko okej i pogodziłam się z tym, co się stało. Nie, ale jest mi po prostu łatwiej. Zrozumiałam to i owo. Dlatego tak się cieszę, że czytałam „Lawendowy pokój” wyjątkowo długo. Mogłam dłużej czytać zdania, które bardzo do mnie trafiały. Jak na mój gust właśnie o to chodziło autorce; nie o pościgi i wybuchy, tylko o chwilowe zatrzymanie się, refleksję. Gdybym mogła, w książce zaznaczyłabym co drugą stronę z pięknym cytatem, bo tych znalazłoby się mnóstwo. Ale kiedyś na pewno kupię własny egzemplarz, przeczytam jeszcze raz i nie omieszkam wpisać do zeszytu najważniejsze słowa, które zrobiły na mnie duże wrażenie.

Książkę polecam osobom, które lubią opowieści o miłości, ale przede wszystkim tym, które kiedyś kogoś straciły. Bez względu na to, w jaki sposób. Chociaż powieść obraca się wokół wątku miłosnego, autorka skupiła się głównie na poczuciu straty, tęsknocie, żałobie, usilnej chęci cofnięcia czasu i żalu, że nie da się tego zrobić. Jak już wyżej wspomniałam, nie oczekujcie wartkiej akcji. W zamian za to dostaniecie nadzieję.

42 komentarze:

  1. Jakiś czas temu kupiłam tę książkę, chyba w Matrasie i pożyczyłam ją od razu koleżance, ale dzięki temu postowi będę chciała książkę odzyskać, tylko po to, by trochę popaść w melancholię. Lubię romanse i nigdy tego się nie wypieram, a ta historia, tak czuję, na pewno przypadnie mi do gustu <3
    No cóż, wkurzają mnie ludzie, którzy czytają książki ( głównie romanse ) i spodziewają się akcji, a przecież w nie każdej książce chodzi o to, by non stop coś się działo, czasem są takie, które próbują do człowieka przemówić i pokazać mu coś, czego nie dostrzega <3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też muszę kupić, żeby mieć zawsze pod ręką i wracać do bohaterów :) Podobno inne książki tej autorki też są udane.
      No właśnie, nie każdą powieścią rządzi wartka akcja. Wszystko zależy od naszych oczekiwań - ja akurat lubię takie refleksyjne kawałki, zresztą, tak jak wspominałam, bardzo mi one pomogły.

      Usuń
  2. Marzę o tym, by przeczytać tę książkę, od kiedy tylko pojawiła się na rynku wydawniczym, ale ciągle coś mi z nią nie po drodze. W każdym razie jest na mojej liście czytelniczej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak już bywa z niektórymi książkami - ja zawsze mijałam się z "Portretem Doriana Graya" i dopiero teraz zaczęłam czytać :)

      Usuń
  3. Chyba od czasu o czasu każdy potrzebuje iskierki nadziei, z jakiegokolwiek źródła. Jeśli może być to książka, to dla mnie idealnie :) Na pewno w końcu muszę po nią sięgnąć, bo z opinii Twojej i mojej koleżanki wnioskuję, że jest to książka specjalnie dla mnie.
    Swoją drogą świetny tekst! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastyczne w książkach jest to, że naprawdę mogą człowiekowi pomóc - chociażby poprawieniem humoru, mnie to wystarczy :D
      Dziękuję!

      Usuń
  4. Miałam podobnie. Powieść ta trafiła na odpowiedni okres w moim życiu. Była dla mnie ogromną otuchą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej. Przynajmniej wiadomo, gdzie szukać odrobiny ciepła w chłodniejsze dni :)

      Usuń
  5. Nabrałam jakoś na nią ochoty - listopad to nieco nostalgiczny miesiąc. Poszukam w bibliotece. Piękna recenzja.


    http://bookocholic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealna książka na tę porę roku, chociaż polecam zawsze, bez względu na miesiąc :) Dziękuję bardzo!

      Usuń
  6. Fajna propozycja na kapryśny listopad! :)
    http://typical-writers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Książki nie czytałam, ale słyszałam o niej bardzo dużo, okładka niesamowicie mi się podoba i nie wykluczone, że kiedyś po nią sięgnę. Jedyne co mogę powiedzieć, to że autorka niesamowicie zaraża uśmiechem i pozytywną energią. ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie człowiek czuje się lepiej po przeczytaniu tej książki, zatem polecam. A ja na pewno sięgnę po inne powieści pani George :)

      Usuń
  8. Na początku muszę napisać, że ta okładka ma piękne kolory! Szkoda trochę, że jest ta wklejona kobieta (bez niej bardziej by mi się podobała), ale kolorystycznie nie mam nic do zarzucenia.
    Co do samej fabuły - cudowny pomysł, żeby jakoby "leczyć" książkami! Bo w sumie dla mnie czytanie ma trochę taki zbawienny wpływ, więc to działa :)
    Wiadomo, że czasami trzeba przeczytać coś spokojniejszego, bez wartkiej akcji, a przepełnionego emocjami. Ja chętnie sięgnę po tę książkę!
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam taką kolorystykę, co chyba widać po nowym szablonie, zresztą mój pokój też jest fioletowo-kremowy :D
      Pomysł jest cudowny i, celowo bądź nie, autorka zrealizowała go przez sam fakt napisania tej powieści. Czytanie to świetna forma terapii :)

      Usuń
  9. Po pierwsze bardzo podoba mi się okładka. Już na sam jej widok zainteresowałabym się tą książką. Tytuł też z jakiegoś powodu bardzo przypadł mi do gustu, chociaż właściwie nie potrafię powiedzieć, dlaczego.
    Z opisu wydaje mi się, że to może być książka, która naprawdę by mi się spodobała. Jak dla mnie akcja nie musi nieustannie pędzić i wcale nie potrzebuję koniecznie nagłych zwrotów i niespodziewanych zdarzeń. Czasami z jakiejś spokojnej historii można wynieść o wiele więcej. Na razie ciągłe przygotowania do matury nie pozwolą mi raczej na czytanie czegokolwiek poza lekturami, bo i na to ledwie starcza mi czasu, ale z pewnością dopiszę "Lawendowy pokój" do listy książek, po które koniecznie muszę kiedyś sięgnąć.

    Pozdrawiam
    teorainn
    smiertelny-pocalunek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zwróciłam uwagę na okładkę i tytuł - jakoś tak do mnie przemawiają :D
      Wydaje mi się, że faktycznie "Lawendowy pokój" może Ci się spodobać. Mam nadzieję, że kiedyś podzielisz się wrażeniami, a póki co: powodzenia w nauce :)

      Usuń
  10. Choć mam słabość do lawendy (miałam nawet ją hodować - skończyło się na jednym, zapomnianym już krzaczku xd), to jednak książki o miłości zdecydowanie do mnie nie przemawiają. Motyw wydaje się całkiem ciekawy, ale to byłoby na tyle ;p
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie tego szukasz. Ja historie miłosne pochłaniam hurtowo, więc nie wahałam się ani przez chwilę :D

      Usuń
    2. Zdecydowanie nie :D Jak już mam sięgnąć po romans, to wole po coś odmóżdżającego (książka dla nastolatek, amerykański film) - wiem, że to jest bardzo słabe, ale w danej chwili da mi to, czego chce, bez nadwyrężania myślenia xd

      Usuń
    3. Może i słabe, ale człowiek nie musi się specjalnie wysilać. Jak wracam np. po całym dniu na uczelni to też nie mam ochoty na coś bardziej ambitnego :D

      Usuń
  11. Faktycznie, czytałam różne opinie i recenzje dotyczące ''Lawendowego pokoju''. Jedne mnie zachęcały, drugie kompletnie zniechęcały. Aż w końcu poddałam się i zrezygnowałam z lektury, przynajmniej do chwili, kiedy ta książka spadnie z popularnością. Ale stanęło na tym, że o niej zapomniałam. Teraz jak tak czytałam Twoją opinię, zdecydowałam, że dalej odłożę w czasie tę książkę. Może kiedyś będzie mi bardziej potrzebna właśnie jako terapia :)

    PS: Świetny ten Twój nowy szablon! Bardzo podoba mi się kolorystyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo zależy od czasu, kiedy się czyta tę książkę, przynajmniej tak mi się wydaje. Do mnie przyszła w idealnym momencie :)
      Dziękuję! Też jestem bardzo zadowolona z szablonu :D

      Usuń
  12. Bardzo chętnie ją przeczytam. Tak ja mówisz, recenzje są naprawdę różne. Po tym co napisałaś boję się trochę, czy ta książka nie ma za bardzo wydźwięku filozoficznego, ale może to moje mylne wrażenie.

    PS. Ale ładnie pasuje do wyglądu bloga ta okładka ;)

    Pozdrawiam :) Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie określiłabym jej tak, sama nie lubię takich przesadnie filozoficznych wywodów, a jak widać, "Lawendowy pokój" bardzo mi się spodobał :)
      Też to zauważyłam, nieźle się dopasowało :D

      Usuń
  13. Wow, świetna recenzja, która zdecydowanie zachęciła mnie do sięgnięcia po tą pozycję. Czasami właśnie człowiekowi może przyda się taka chwila zwolnienia tempa, chwila refleksji. Tym bardziej zaciekawiła mnie ta książka, że porusza temat, który jest mi dość bliski. Tak więc zapisuję tytuł do mojej listy.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    Ps: Piękny nowy wygląd bloga!

    faiithfully lifestyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i też poprawi Ci humor :)
      Dziękuję!

      Usuń
  14. Tak jak napisałaś, wszystko zależy od momentu w którym czyta się daną książkę :) jak na razie nie ma w planach "Lawengowego pokoju", poczekam aż przyjdzie na niego "ten właściwy moment". Rozumiem co przeżywasz, czytając książkę w takim tempie. Ja zaczęłam jedną powieść we wrześniu i do tej pory jej nie skończyłam (a jestem dopiero w gimnazjum!!). Życzę wytrwałości i więcej czasu wolnego ;) i nie będę oryginalna, śliczny masz ten nowy szablon *.* a jak pasuje do okładki "Lawengowego pokoju" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie tempo czytania jest denerwujące szczególnie, jeśli książka faktycznie wciągnie i zaciekawi. Ale w przypadku "Lawendowego pokoju" jakoś mi to nie przeszkadzało. Mam nadzieję, że w razie czego ta powieść poprawi Ci nastrój :)
      Dziękuję!

      Usuń
  15. Dopiero po Twoich tak pozytywnych słowach na temat tej książki zapragnęłam ją bardzo poznać i tym bardziej cieszę, że ją posiadam - choć to tylko wydruk z ebooka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze coś. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)

      Usuń
  16. Świetna recenzja, zachęciłaś mnie bardzo do przeczytania jej.
    Coś czuję, że ta książka trafiłaby mocno do mojego serca.. nie mogę jej ominąć! Nie ma mowy! :)
    http://skrytaksiazka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zachęciłam, może też pokochasz "Lawendowy pokój" :D

      Usuń
  17. Takie (nie)recenzję są najlepsze, najciekawsze. ;) Zauważyłam, że książki, w których dużą rolę odgrywają księgarnie, okazują się niezwykle relaksujące. :) Biblioterapia często bywa skuteczna. Wiesz, już dawno temu zauważyłam, że nie przepadam za wartką akcją: tak w książkach, jak w filmach. ;) Wolę długie opisy. A lawenda, jak udowadnia okładka, jest bardzo fotogeniczna. Ładny szablon!
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo przebywanie wśród książek działa terapeutycznie, dlatego chodzę do bibliotek i do księgarń, nawet jak jestem bez grosza przy duszy :D Ja lubię wartką akcję, ale to zależy od książki. Tutaj oczekiwałam czegoś innego i rzeczywiście to dostałam.
      Dziękuję!

      Usuń
  18. To bardzo dziwne, ale będą w księgarni dwa dni temu stałam nad tą książką zastanawiają się czy brać czy nie brać. Oczywiście nie wzięłam a teraz żałuję. No cóż, jutro lecę do księgarni i tym razem bez zastanowienia pakuję do koszyka ;)
    viss-vitalis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już czasem jest z naszymi wyborami, a sama po sobie wiem, że ciężko podjąć decyzję zwłaszcza w księgarni :D Mam nadzieję, że będziesz zadowolona ze swojego zakupu!

      Usuń
  19. To dziwne, tyle razy na nią natrafiłam, a jeszcze nie przeczytałam... chyba będę musiała to zmienić. Za każdym razem, gdy nazwisko George przewija mi się przed oczyma, wiem, że nie ucieknę przed nim i kiedyś będę musiała stawić czoła temu bestsellerowi, który wszyscy polecają. Boję się, że się zawiodę... ostatnio popularne książki wcale nie robią na mnie takiego wrażenia, jak powinny...
    Obserwuję :*
    Zapraszam do mnie na recenzję "Co, jeśli" !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co słyszałam to inne książki George są oceniane nieco wyżej niż "Lawendowy pokój". To dość specyficzna powieść i wcale się nie dziwię, że wiele jest osób, którym kompletnie nie przypadła do gustu. Ja jestem w niej zakochana - ale w zupełności rozumiem Twoje obawy. Też czasem się zawodzę na bestsellerach :)

      Usuń
  20. Zgadzam się z Twoją opinią, że jest to specyficzna książka. Ja sama skusiłam się na nią dzięki notce, którą wyczytałam bodajże na Lubimyczytać.pl i nie żałuję. Jest wspaniała. Skłoniła mnie do przemyślenia pewnych spraw, za co jestem, można powiedzieć, wdzięczna.
    Wdzięczna jestem też za to, że odkryłam Twojego bloga :) Na pewno zostanę tu na dłużej ;)
    Nie ukrywam również, że zainspirowałaś mnie do założenia własnego bloga ... :)

    OdpowiedzUsuń

...