„Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów” Krystal Sutherland – recenzja

A Semi-Definitive List of Worst Nightmares, Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów, Krystal Sutherland, książka, recenzja, wydawnictwo dolnośląskie

Wyobraźcie sobie, że dorastaliście w przeświadczeniu, że nad waszą rodziną ciąży klątwa. Prędzej czy później każdy z waszych bliskich odkrywa, że jego życiem dominuje fobia, paniczny lęk, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Właśnie tak wyglądał świat Esther. Jej ojciec kilka lat temu zamknął się w piwnicy, bojąc się otwartych przestrzeni, brat bliźniak drży na samą myśl o nocy, bo przeraża go ciemność, zaś jej matka obwiesza się talizmanami, przeraźliwie obawiając się pecha. Tylko sama Esther nie wie, co będzie jej przekleństwem, więc na wszelki wypadek regularnie uzupełnia listę z największymi koszmarami. A pewien chłopak pomoże jej te koszmary zwalczyć. 

Tytuł: „Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów” 
Tytuł oryginalny: „A Semi-Definitive List of Worst Nightmares” 
Autor: Krystal Sutherland 
Tłumacz: Donata Olejnik 
Wydawnictwo: Kobiece 
Liczba stron: 320 
Rok wydania: 2018 

„Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów” to ten rodzaj książki, który niezwykle zaskakuje początkiem i daje o sobie zupełnie mylne wrażenie. Po kilkudziesięciu stronach byłam przekonana, że mam do czynienia z lekką, nieco absurdalną komedią – wydawało mi się zupełnie nieprawdopodobne, że rodzina głównej bohaterki może być tak pokręcona. Z czasem przywykłam do miejscami groteskowego, intrygującego stylu Krystal Sutherland, a ponadto odkryłam, że powieść jest naprawdę wielowymiarowa i pod elementami pozornego absurdu czy prostego humoru kryje się głębszy przekaz. 

Muszę powiedzieć, że ujął mnie przede wszystkim pomysł na tę historię. Po tym, jak Esther wpada na dawno niewidzianego kolegę z dzieciństwa, Jonaha – chociaż nie tyle na niego wpada, co zostaje przez niego okradziona – oboje odnawiają znajomość (nie bez przeszkód) i z czasem Jonah staje się dla dziewczyny motorem napędowym, jedyną w rodzaju motywacją, by co tydzień mierzyć się z kolejnym lękiem z jej prawie ostatecznej listy. Oczywiście ta zabawa z czasem nabiera rozmachu, a jednocześnie Esther coraz lepiej poznaje Jonaha, co, jak wszyscy wiemy, może skończyć się tylko w jeden sposób. Sceny mierzenia się ze strachem były jednymi z moich ulubionych: autorka tak doskonale opisywała zmagania z poszczególnymi punktami, że bardzo żałuję, że w książce nie było miejsca na przedstawienie ich wszystkich (a raczej było, ale pewnie ten wątek zacząłby w końcu nudzić – lista liczyła niemal 50 punktów); z kolei na ich tle dostałam fajny, wyważony i nieprzesłodzony wątek miłosny, który miał w sobie tyle uroku, że przez chwilę mogłam poczuć, jakbym znowu miała 16 lat. 

Solidnym fundamentem tej opowieści jest przede wszystkim świat przedstawiony. Już dawno nie widziałam tak różnorodnych i tak barwnych bohaterów w żadnej książce. Co najlepsze, nawet postacie drugoplanowe nie są przez Sutherland w żaden sposób pomijane – każdy z nich pojawia się z określonego powodu, ich osobowość jest budowana od podstaw, wszyscy mają swoje odrębne wątki, które znakomicie łączą się z główną linią fabularną i tworzą całość. Co za tym idzie, w książce zawarto naprawdę ogrom przeróżnych motywów: oprócz tego oczywistego, czyli fobii, znajdziemy też przemoc w rodzinie, depresję, samookaleczanie, uzależnienie od hazardu czy demencję. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że klimat, w jakim została utrzymana powieść, jest zbyt kolorowy jak na tak trudną tematykę. Nic bardziej mylnego; dzięki zabawnej, lekkiej formule Krystal Sutherland wyjątkowo przenikliwie zdiagnozowała rodzinne problemy i podkreśliła, jak bardzo złożona może być prawda skryta za czyimiś „dziwactwami”. Poruszający jest szczególnie wątek brata bliźniaka głównej bohaterki, Eugene’a, ale i pozostałe zasługują na uwagę, bo traktują o rzeczach niezwykle istotnych. Na domiar wszystkiego znajdziecie w tej książce coś, co jest lub nie jest delikatnym wątkiem nadnaturalnym – to już zależy od waszej interpretacji. A wierzcie mi, będziecie się dobrze bawić, rozkładając ten element na czynniki pierwsze i zastanawiając się, czy rzeczywiście tkwi w tym jakaś magia, czy może magiczna jest jedynie otoczka. 

Wracając jeszcze do bohaterów: ich się po prostu lubi, szczególnie Esther. Jak nie przepadać za dziewczyną z taką empatią i otwartym umysłem, która handluje w szkole wypiekami, by zarobić na wyjazd z rodzinnego miasteczka, a każdego dnia rano przebiera się za kogoś innego, zwykle znanego? Jej oryginalność i optymizm niemal natychmiast podbiły moje serce. Właściwie nie ma postaci, która w przypadku tej książki by mnie odrzuciła – nawet jeśli przez chwilę poczułam bezsilność i irytację związaną z ich zachowaniami, prędzej czy później to wrażenie mijało. Energiczny, choć skrywający ciemność Eugene, milcząca Hephzibah, nieprawdopodobnie silny i utalentowany Jonah, a wreszcie Peter i Rosemary Solarowie, rodzice Esther – oni wszyscy z czasem stali mi się niezwykle bliscy. I choć ta historia zdecydowanie jest skierowana dla młodzieży, a zakończenie było nieco banalne i cukierkowe, to i tak doceniam ogrom pracy i kreatywność, jaką autorka włożyła w napisanie tej książki. Bo naprawdę nie przypuszczałam, że młodzieżówka może mnie tak przyjemnie zaskoczyć, a do tego rozluźnić i jednocześnie skłonić do refleksji. 

„Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów” to wyjątkowo przenikliwa opowieść o tym, jak ważne w rodzinie i w przyjaźni jest to, żeby rozmawiać, że powinniśmy walczyć z naszymi lękami, zamiast zamykać się przed nimi na klucz. I o tym, że nie trzeba się wstydzić naszych słabości – bo to właśnie one czynią nas ludźmi. Całość została podana w bardzo atrakcyjny, obrazowy sposób, dzięki czemu wiem, że będę jeszcze do tej książki wracała. Zgrabnie napisana, poruszająca delikatne i istotne tematy, a do tego okraszona świetnym humorem – zdecydowanie polecam


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu.

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawi mnie ta książka.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem krótko - przekonałaś mnie ;)

    Pozdrawiam :)
    czytelniaprzykwiatowej13.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No, nieźle, nie mam pewności, czy odnowiłabym znajomość z kimś, kto mnie okradł ;) Lęki są mi bliskie, cały czas obawiam się nowych chorób lub nawrotu starych. Nie wiem, czy podoba mi się idea, że dopiero z kimś lub też dzięki komuś można zwalczyć koszmary (a zwykle na tej zasadzie budowane są związki w tego typu historiach); z takimi problemami zwykle walczy się samotnie, pewnych rzeczy nikt za nas nie przepracuje.
    Tak czy inaczej, całość wydaje się interesująca.

    OdpowiedzUsuń

...