„List z przeszłości” Mairi Wilson


W życiu Lexy nastał trudny czas: nie tylko rozstała się z narzeczonym, ale musi też uporać się ze śmiercią matki i dawno niewidzianej niani, stanowiących jej jedyną rodzinę. Lexy okazuje się jedyną spadkobierczynią obu kobiet, dlatego mimo żałoby musi dopełnić przykrych formalności. Wkrótce odkrywa, że być może nie została sama na świecie, a w mieszkaniu niani, Ursuli, odnajduje stare listy i kartki z pamiętnika, które odkrywają nieznaną dotąd przeszłość. Poszukiwania odpowiedzi na piętrzące się pytania zaprowadzą Lexy aż do Afryki.

Tytuł: „List z przeszłości”
Tytuł oryginalny: „Ursula’s Secret”
Autor: Mairi Wilson
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 528
Rok wydania: 2017

Prawdę powiedziawszy nawet nie wiem, od czego zacząć. Niestety na usta – czy też raczej na klawiaturę – ciśnie się w szczególności jedno słowo: rozczarowanie. Wiele sobie obiecywałam po tej książce. Rozbudowana promocja zapowiadała wciągającą sagę rodzinną pełną tajemnic i napięcia w oczekiwaniu na to, co jeszcze zostanie odkryte. Co dostałam? Raczej przeciętną powieść obyczajową, która owszem, jak na debiut jest niezła, ale nie zaoferowała mi niczego wyjątkowego. Chociaż nie, jest coś nietypowego w tej powieści. To główna bohaterka, która wyzwalała we mnie autentyczną żądzę mordu.

Początek był bardzo chaotyczny, miałam spory problem, żeby rozróżnić postacie drugoplanowe, tak niejasno było zarysowane, kim właściwie są i jaką rolę będą pełnili w tej historii. Mimo to cały czas nie mogłam się doczekać, aż rozpocznie się właściwa akcja i razem z Lexy będę odkrywała jej rodzinne sekrety. Styl okazał się przystępny i raczej łatwy w odbiorze, na szczęście z czasem zniknęło również to zamieszanie i stopniowo coraz lepiej odnajdywałam się w fabule. Niestety jednocześnie odkryłam, że... tej fabuły nic tak naprawdę nie wyróżnia. Owszem, widać jak na dłoni, że autorka miała konkretny pomysł i starała się go jak najlepiej zrealizować; połączenie teraźniejszości z przeszłością też wypadło bardzo fajnie i płynnie. Mimo że nie było podziału na osobne rozdziały, to doskonale wiedziałam, kiedy kończy się narracja właściwa, a zaczyna jedna z retrospekcji. Spodobał mi się również motyw trzech przyjaciółek: Ursuli, Helen i Evie. Choć nie zabrakło tu męskiego towarzystwa, to jednak wątek relacji między kobietami zdecydowanie zdominował akcję.

I to by było na tyle. Tak, przeszłość Ursuli i pozostałych bohaterek okazała się nieprzyjemna, tak, poszczególne elementy układanki były odkrywane w dobrym, niespiesznym tempie, który pozwalał na podtrzymanie uwagi czytelnika. Jednak żadna nowoodkryta tajemnica mnie nie zaskoczyła. Właściwie byłam zawiedziona, jak bardzo statyczna jest akcja, chociaż autorka ewidentnie starała się ją ubarwić. W efekcie całość wydaje mi się niepotrzebnie przeciągnięta, a niektóre sceny zostały chyba wciśnięte na siłę. Obawiałam się nawet, że incydent z wężem miał popchnąć Lexy w ramiona pewnego faceta, ale na szczęście tak się nie stało – dodatkowy wątek miłosny jeszcze bardziej wydłużyłby książkę. Największy sekret został ujawniony w punkcie kulminacyjnym powieści i choć przyznaję, że nie domyśliłam się, że coś takiego się stanie, nie czułam z tego powodu większych emocji. Naprawdę nie wiem, w czym tkwi problem, ale to, co powinno wywoływać pewne określone emocje, wypadło ostatecznie blado i nieprzekonująco. Nawiasem mówiąc: samo zakończenie jest absurdalne. Przez chwilę się nawet zastanawiałam, czy mój egzemplarz jest kompletny, czy może zabrakło kilku ostatnich stron, bo mnie z całą pewnością taki finał nie usatysfakcjonował.

Muszę też poświęcić chwilkę czasu głównej bohaterce, o której już zresztą wspomniałam. Dawno żadna postać literacka nie drażniła mnie z taką intensywnością. Gdybym tylko mogła, weszłabym do książki i dałabym Lexy w twarz, zresztą Helen też przydałoby się potrząsnąć. Moja irytacja sięgnęła zenitu szczególnie pod koniec, przez co, wierzcie lub nie, zdarzało mi się soczyście zakląć, inaczej nie dałabym rady czytać dalej. Lexy okazała się istotą tak wścibską, niewrażliwą, infantylną i na dodatek narzucającą się, że strasznie mnie zdziwiło, że żaden inny bohater nie wpadł na to, by zdzielić jej jakąś cegłówką. Bywało zresztą, że zachowania niektórych postaci budziły mojej wątpliwości; wydawały mi się po prostu nielogiczne. Sytuację ratują tak naprawdę czarne charaktery, no i fakt, że nie da się ukryć, że była tutaj konkretna wizja na każdego z bohaterów. Ich charakter był z góry określony. Szkoda, że w przypadku postaci, która z punktu widzenia świata przedstawionego miała być najważniejsza, ten obmyślony charakter okazał się tak trudny do zniesienia.

Absolutnie nie zgadzam się z niektórymi głosami twierdzącymi, że „List z przeszłości” ma w sobie coś z thrillera. To po prostu powieść obyczajowa zbudowana na zasadzie sagi rodzinnej. W jej kompozycji nie znajdzie się niczego oryginalnego, bo odkrywanie przeszłości przez listy czy opowieść bohatera drugoplanowego to tak naprawdę zabiegi stare jak świat. Nie czytało mi się źle, nie byłam jakaś umęczona, no i historia rozgrywająca się przed kilkudziesięcioma laty okazała się w gruncie ciekawa. Bardzo mnie ucieszyło, że część akcji rozgrywała się w afrykańskim Malawi, bo to dodało powieści kolorytu – niestety niewystarczająco. Bez tak wkurzającej Lexy zapewne wszystko jawiłoby w cieplejszych barwach. Powtórzę się: jak na debiut całkiem nieźle, ale nic poza tym.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

10 komentarzy:

  1. Szkoda, spodziewałam się więcej po tym tytule. Historia bowiem ma potencjał, tylko chyba nie do końca wykorzystany. I tak pewnie przeczytam, żeby sobie wyrobić zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest najlepsze podejście, trzeba się przekonać na własną rękę :)

      Usuń
  2. Z wielką przykrością czytałam Twój tekst, bowiem na książkę mam wielka ochotę, a zapał nieco w tym momencie opadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mogłam się doczekać czytania, a tu takie niemiłe zaskoczenie...

      Usuń
  3. Szkoda, myślałam że to będzie bardzo dobra książka :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że stare zabiegi nadal potrafią się sprawdzać i podobać. W wolnej chwili chętnie sięgnę po tę książkę. Myślę, że w ramach odpoczynku będzie ok.

    Pozdrawiam.
    Kasia
    http://misskatherinesblog.blogspot.com
    @misskatherinesblog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno, to jest właśnie taka książka na wolny wieczór :)

      Usuń
  5. Czytam coraz więcej recenzji, które mówią,że ta książka jest dobra, ale nie zachwyca. Mam ten tytuł na swojej półce lecz chyba szybko jej nie przeczytam.:)

    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też widziałam trochę narzekania na jej temat :)

      Usuń

...