Księżniczka
elfów Amberle jako jedyna kobieta trafia do ściśle wyselekcjonowanego grona
Wybranych, czyli strażników świętego drzewa Ellcrys. Pielęgnowane od lat, więzi
demony i ochrania wszystkie rasy przed zagładą. Krótko po wyborze Amberle drzewo
zaczyna jednak obumierać – każdy opadający liść to jeden uwolniony demon,
spragniony krwi i władzy. Księżniczka zostaje wyznaczona do misji, której
sukces może zapewnić Ellcrys drugie życie i powstrzymać przywódcę demonów,
Dagda Mora, od zawładnięcia światem. Towarzyszem Amberle ma zostać Wil
Ohmsford, pół-człowiek, pół-elf, ostatni potomek legendarnego rodu Shannara.
Akcja
serialu rozgrywa się w dalekiej przyszłości: nie ma śladu po dawnej cywilizacji
i naszej błyskawicznie rozwijającej się technice. Są za to znowu zamki,
królowie, konni wojownicy. Całkiem zabawnie było patrzeć na bohaterów, którzy
nie mają zielonego pojęcia, do czego służyły rzeczy, które obecnie są dla nas
przedmiotami codziennego użytku. Produkcja powstała na podstawie książek
Terry’ego Brooksa i z góry mówię, że nigdy nie widziałam na oczy nawet jednego
tomu, dlatego nie wiem, jak się ma stosunek adaptacji do swojego literackiego
pierwowzoru.
W
pierwszej chwili urzekł mnie specyficzny klimat Shannary. Był baśniowy,
intrygujący i jednocześnie mroczny, co nasiliło się w dalszych odcinkach. Ponieważ
serial opiera się na drugiej części książki (nie mam pojęcia, czemu), widz ma
tylko szczątkowe informacje na temat wojny ras i tego, w jaki sposób doszło do
zamknięcia demonicznej mocy w liściach Ellcrys. Nie budziło to jednak irytacji,
wprost przeciwnie; ta tajemniczość i pewien ubytek w wiedzy sprawiały, że tym
chętniej chciałam poznać świat przedstawiony w serialu.
Powiem
jedno: cały sezon jest bardzo nierówny. Pierwsze odcinki mnie zachwyciły,
bohaterowie byli różnorodni, ciekawi, co chwilę otwierały się nowe wątki.
Niestety potem poziom znacznie spadł. Jakkolwiek uwielbiam romanse, dramaty i
tak dalej, tutaj występuje zachwiana proporcja między dylematami uczuciowymi a tym,
co moim zdaniem ważniejsze, czyli próbą ocalenia świata. Zdziwiłabym się, gdyby
żadnego wątku miłosnego nie było, ale w pewnej chwili twórcy za bardzo się na
tym skupili. Na szczęście finał nieco mi to wynagrodził, bo chociaż i tutaj nie
brakowało romansu (wiecie, takiego z rodzaju „wszystko się wali, ale się
kochamy”), było bardzo dynamicznie, a samo zakończenie okazało się dość
nietypowe. Zatem ostatni odcinek na plus, pomijając nieco idiotyczny czas
podróży Wila i Amberle – do celu podążają przez parę odcinków, a wracają w ile,
trzy minuty? Te konie, na których jechali, musiały mieć naprawdę niezłe
przyspieszenie… Wiem, wiem, trzeba to i owo skrócić, mimo to ta różnica rzuciła
mi się w oczy.
Co
do bohaterów, jest pół na pół. Poppy Drayton jako Amberle była po prostu okropna.
W pierwszej chwili ujęła mnie swoją urodą i wrażliwością, później wywoływała
głównie złość i politowanie. Zbyt delikatna jak na wojowniczkę, o dość
jednostajnej mimice, miejscami niezdarna i wciąż czekająca na to, aż ktoś inny
ją uratuje. Wil… Hm. Podobał mi się, kiedy koncentrowano się na jego rodzinie,
nowo odkrytych zdolnościach, poszukiwaniu tożsamości. Niestety przedstawiono go
też jako faceta, który znacznie częściej korzysta nie z tej głowy, z której
powinien, a to mnie doprowadzało do szału. Wiem, że otaczały go piękne kobiety,
ale chyba mógł się czasem powstrzymać. Ratuje go wrodzona, często zabawna
niepewność, no i fakt, że wcielił się w niego Austin Butler, do którego mam
słabość. Najbardziej podobali mi się druid Allanon, jego nowy uczeń Bandon i
złodziejka Eretria, z naciskiem na tego pierwszego. Dobrze zaprezentował się
również John Rhys-Davies jako król elfów, choć nie ukrywam, że wolałam go jako
Gimliego we „Władcy Pierścieni”.
Niektórzy
bohaterowie byli zbyt wypacykowani jak na to, jakie zadania im powierzano,
bywało też, że zawodziły efekty, ale ogólnie oceniam serial pozytywnie.
Wciągał, miejscami zdumiewał, zakończenie pozostawiło za sobą wiele pytań,
przez co gorąco liczę na kontynuację. Wydaje mi się, że gdyby twórcy zajęli się
głównie ukazaniem walki z demonami i dążenia do uratowania Ellcrys, to końcowy
rezultat byłby znacznie lepszy. Mimo to nie odmawiam „The Shannara Chronicles”
ciekawej, nieco mitycznej atmosfery i rzeczywiście intrygujących wątków, które
człowiek chce po prostu rozwiązać. Jeśli drugi sezon powstanie, liczę na to, że
do samego końca utrzyma dobry poziom i zaserwuje kolejną dawkę emocji, bo tych
tutaj zdecydowanie nie brakowało.
źródło zdjęć: filmweb
Kochani, ponieważ już jutro Wielkanoc, życzę wam wszystkiego dobrego! Sporo rodzinnego ciepła, zdrowia, miłości i spełnienia marzeń. Spędźcie dobrze ten czas :)
Ja jeszcze sezonu nie skończyłam, ale jestem już za połową. Zgodzę się, że jest nierówny, jednak początkowo spodziewałam się czegoś gorszego. Przykładowo "Miecz prawdy" na podstawie książek Goodkinda wyglądał o wiele gorzej (chodzi przede wszystkim o efekty i scenerię). Dlatego "Kroniki Shannary" w porównaniu z nim wydaje się świetnym serialem, ale! Największym minusem są główni bohaterowie. Nie wiem czy to wina castingu czy rozpisanych ról, ale i Amberlee i Will nie wzbudzają sympatii. Podzielam Twoje zdanie - najlepiej wypada druid i młody Brandon, tajemniczy, świetnie odgrywają swoje role :) Eretria na początku mi się nie spodobała, wydawało mi się, że aktorka trochę się zagrywa, ale im dalej tym wypada lepiej i na pewno bije na głowę Amberle.
OdpowiedzUsuńOgólnie mam zamiar kontynuować przygodę z serialem, bo ciekawi mnie co będzie dalej :)
W przypadku Amberle zdecydowanie zawiódł wybór aktorki, co do Wila - tutaj skłaniałabym się ku średnio udanemu rozpisaniu roli. Widziałam Austina w innym serialu i tam wypadł naprawdę dobrze, więc nie widzę innego wyjścia. Druid i jego uczeń są niesamowici! Eretria też mnie początkowo drażniła, ale to złożona postać i należy ją po prostu poznać :D
UsuńTeż zamierzam oglądać dalej, ciekawi mnie to wszystko, dlatego mam nadzieję na 2 sezon, bo decyzja nie została jeszcze podjęta :)
ostatnio czytałam o tym serialu w gazecie, zainteresował mnie. obejrzę go w przyszłości. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie ciekawa jestem, jakie będzie Twoje zdanie :)
UsuńNie słyszałam o tym serialu, ale postaram się wciągnąć ;D
OdpowiedzUsuńMimo wszystko warto :)
UsuńMuszę nadrobić ten serial, jak i sto innych, ale powiem Ci szczerze, że elfy z tego serialu jakoś mnie nie przekonały. Może dlatego, że przyzwyczaiłam się do tych od Tolkiena i Jacksona, który ładnie wpasował swoje wyobrażenie do książkowych elfów. Wiem, że nie powinnam się uprzedzać, ale jestem już taka, że jak nastawię się na coś, to potem moje rozczarowanie nie mija z dalszymi odcinkami. Liczę jednak, że do zakończenia serialu trochę mi to minie, a może drugi sezon, jeśli będzie, wkupi się w moje łaski. Cóż, ogólnie to lubię oglądać takie filmy i seriale, bo fantasy ostatnio stało się moim wiodącym gatunkiem :)
OdpowiedzUsuńJa z początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego te elfy nie mają żadnych umiejętności, poza tym, że są... no cóż, elfami, ale z tego co czytałam, utraciły swoje moce po wojnie ras, o której mowa w serialu :) Cała otoczka mi się podobała, jednak jak wspomniałam w recenzji, serial ma kilka słabych punktów, które właśnie sprawiają, że poziom drastycznie się obniża.
UsuńJakim cudem nie wiedziałam o takim serialu? Jakim?! Takie klimaty to mój konik! Gdyby nie to, że obiecałam sobie dokończyć co najmniej cztery k-dramy, pewnie od razu bym się zabrała za ''The Shannara Chronicles''. A teraz będę się dodatkowo męczyć nad ''Myung Wol Spy'' :( (albo co bardzo prawdopodobne oleję moje postanowienie ;D)
OdpowiedzUsuńShannara Ci nie ucieknie, skończył się 1 sezon i na razie jeszcze nie słychać nic o kontynuacji :D
UsuńOglądałam, co doskonale wiesz, znasz mniej więcej moje zdanie. Zaskoczyłaś mnie informacją, że serial powstał na podstawienie drugiej części, tego się nie spodziewałam. Niejasność zdarzeń, szczątkowe informacje wydawały mi się po prostu zabiegiem twórców. Zgadzam się, że romans przeważał nad akcją, dowiedziałam się, że w książce był on pominięty, a tu twórcy zaszaleli. Od bohaterów niekiedy wiało taką sztucznością, która bardzo kojarzy mi się z MTV. Cudowne scenerie i ciekawa historia, którą można było lepiej wykorzystać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zgadzam się z Tobą :) Jestem ciekawa książek, bo historia jest naprawdę niezła i aż głupio, że zaczęłam serial i dopiero wtedy ogarnęłam, że ta seria w ogóle istnieje. Też początkowo myślałam, że te niedopowiedzenia to tylko zabieg :) Co do sztuczności MTV, wiem że zaczęłaś Teen Wolf - tam tej sztuczności w bohaterach nie doświadczysz, obiecuję :D
Usuń