„Wieczni” Alma Katsu


Mówią, że książek nie należy oceniać po okładce. Niby się z tym zgadzam, ale i tak czasem galopuję przez całą księgarnię albo bibliotekę, bo coś konkretnego rzuciło mi się w oczy. Przykro się robi, gdy pod ładną oprawą chowa się bubel, jednak czasem uda się znaleźć coś, czego wygląd zewnętrzny zgrywa się z zawartością. Tak mogę ocenić „Wiecznych” autorstwa Almy Katsu, chociaż tego samego nie da się już powiedzieć o stworzonych przez nią bohaterach. O tym później.

Okładka faktycznie należy do najładniejszych, jakie w życiu widziałam, choć napis umieszczony pod tytułem ściągnął mnie na manowce. „Miłość silniejsza niż śmierć”. W połączeniu z opisem z tyłu szybko doszłam do wniosku, że to kolejny paranormal romance – co nie wpłynęło na mnie jakoś negatywnie i postanowiłam przeczytać (tak swoją drogą to całkiem zabawne, jak szybko ten gatunek, tak popularny zwłaszcza wśród młodzieży, stał się dla niektórych synonimem kiepskiej, naiwnej literatury). O ile rzeczywiście nie brakuje w tej książce miłości, o tyle nie porównywałabym tego z żadnym Zmierzchem i całą resztą. Jest dziewczyna beznadziejnie zakochana w miejscowym przystojniaku – który z obiektywnego punktu widzenia jest zwyczajnym dupkiem – ale to wcale nie jest tak, że on doznaje cudownego olśnienia i dochodzi do wniosku, że to z nią chce spędzić całe życie, co też później robi. Nope. W tej historii nic nie jest proste i trzeba przyznać, że sceny beztroskie, szczęśliwe to niewielki ułamek całości.

Luke Findlay, lekarz w niewielkim miasteczku St. Andrews, przyjmuje do szpitala młodą kobietę, która zgodnie ze słowami policji popełniła morderstwo. Zanim pan doktor się orientuje, Lanore – zdrobniale Lanny – opowiada mu dzieje swojego życia, więc zwykłe badanie zamienia się w podróż do przeszłości. Pierwsze, co ujawnia Lanore, to fakt, że jest nieśmiertelna. Moje pierwsze skojarzenie: wampir jak nic, ewentualnie coś pokrewnego. Nic z tych rzeczy, co bardzo mnie zaskoczyło, a zaskakujących momentów było jeszcze mnóstwo. Słowa Lanny w niesamowity sposób przenoszą czytelnika do początku XIX wieku, kiedy St. Andrews było dopiero rozwijającą się osadą, a Jonathan, wspomniany wyżej dupek, zyskiwał względy każdej napotkanej kobiety. Owszem, Lanore udało się zbliżyć do Jonathana. Tak, coś ich połączyło. Ale ptaszki nie ćwierkały, nie posypały się kwiatki ani konfetti w kształcie serduszek. 

Podobało mi się bardzo, naprawdę. Autorka miała oryginalny pomysł i świetnie go wykorzystała, dlatego jestem szczerze zdziwiona, że niewiele się o tej książce słyszy. Podobno jest już kontynuacja, tylko jak dotąd nie przetłumaczono jej na polski – nie sprzedaje się? Damn, to czemu inne… „perełki” rozchodzą się w tempie uciekających minut, kiedy człowiek rano zaśpi? Styl jest na dobrym poziomie, tym bardziej że pisarka nie stroni od nieco brutalniejszych, obscenicznych scen. Mimowolnie w trakcie czytania wyobrażałam sobie „Wiecznych” w formie filmu, bo opisy były tak plastyczne, że reżyser i scenarzyści nie mieliby zbyt dużo do roboty. Akcja na tyle mnie wciągnęła, że mimo ograniczonego przez studia czasu czytałam dosłownie wszędzie, gdzie się dało, wliczając w to wykłady. Jak na fantasy wydarzenia są przedstawione naprawdę realistycznie, poza tym przynajmniej kilkakrotnie nie spodziewałam się danego obrotu sytuacji. Żeby nie było, to nie jest jakaś powalająca lektura. Nie nazwałabym tej książki ulubioną, chociaż chętnie postawiłabym ją na swojej półce. 

Oczywiście nie wszystko jest takie piękne. Nie zwaliło mnie z nóg, więc nie mogę wychwalać „Wiecznych” pod niebiosa, poza tym są zgrzyty, które przeszkadzały mi w czytaniu. Tym dominującym są przeskoki w czasie, jakie zastosowała autorka. Kompozycja książki polega na tym, że bez końca przemieszczamy się od XIX wieku do czasów współczesnych i z powrotem, co w sumie byłoby całkiem fajne, gdyby nie to, że razem z tym zmienia się narracja. Kiedy czytamy o tym, jak Luke poznaje Lanore, narracja jest trzecioosobowa w czasie teraźniejszym, a gdy górę bierze Lanny, narracja przechodzi w pierwszoosobową w czasie przeszłym. Na dłuższą metę strasznie mnie to wkurzało i wytrącało z równowagi. Poza tym, skoro już mowa o Lanore, to z ręką na sercu muszę powiedzieć, że dawno nie spotkałam się z tak doprowadzającą do szewskiej pasji główną bohaterką. Niby rozumiało się jej pobudki, niby znajdowało się jakieś wytłumaczenie, ale i tak większość czasu spędziłam, pukając się w czoło, bo serio, ta dziewczyna odpychała od siebie niemal każdą decyzją, jaką podjęła. Jest też Jonathan, pan boski żigolo – no dobra, może przesadziłam, co nie zmienia faktu, że nasz amant nie mógł długo chodzić z zapiętym rozporkiem (chyba nie było jeszcze wtedy rozporków, więc potraktujmy to jako metaforę). Urodę to on miał, to nie ulegało wątpliwości, ale i tak się dziwiłam, że Lanny tak za nim latała. Najbardziej nie znosiłam go za te wszystkie słodkie słówka, które potrafił gorączkowo szeptać, póki jakaś naiwniara podwijała przed nim halki, co później zmieniało się w telenowelę pod tytułem „on zimny, ona gorąca”. Poza tym są też gorsze momenty pod względem fabularnym, co tak samo wpłynęło na mój odbiór tej książki.

Niemniej z chęcią poczytałabym, co wydarzy się dalej. Czy Luke dowie się od Lanore czegoś jeszcze, czy poznamy skład dziwnego eliksiru, za sprawą którego można zyskać nieśmiertelność i co dalej z Adairem, który jest najciekawszą, a jednocześnie najbardziej przerażającą postacią tej książki. Raczej nie chciałabym go poznać. Dodatkowo nie mogłam nie zwrócić uwagi na wymiar psychologiczny tej historii, na kilka morałów wyskakujących z poszczególnych rozdziałów. Miłość może człowieka zniszczyć, anioł czasem okazuje się demonem, a wieczne życie to wcale nie śliczny prezent, jak wydawało się alchemikom szukającym magicznych eliksirów i innym takich. Po prostu trzeba uważać na to, czego się pragnie. 

24 komentarze:

  1. Ja przeważnie kupuję książki z ładnymi okładkami, a jeśli okładka mi nie przypadnie do gustu, wówczas czytam e-booka ;)
    A co do samej książki, to brzmi naprawdę interesująco, więc zacznę jej szukać w mojej bibliotece
    Buziaki, Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei staram się wystrzegać zakupów kierowanych ładnymi okładkami, bo już parę razy dałam się wyprowadzić w pole :P
      Co do "Wiecznych", to polecam; jeśli lubisz tego typu książki, to ta powinna Ci się spodobać.

      Usuń
  2. Nie wiem, nie jestem do końca przekonana, ale może kiedyś :)
    Pozdrawiam, Julka z bloga karmeloweczytadla.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś będziesz miała okazję przeczytać :)

      Usuń
  3. Ta okładka zdecydowanie przyciąga wzrok, bardzo mi się podoba:)
    Co do treści, również zauważyłam, że paranolmal romance jest traktowany z góry jako coś gorszego. Racja spotkałam się z wieloma kiepskimi książkami tego gatunku, ale uważam za bez sensu wpychać wszystko do jednego worka.
    Sama historia wydaje się być ciekawa, bardzo lubię odniesienia do przeszłości. Myślę, że po nią sięgnę:) Pozdrawiam!
    Ich perspektywy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym właśnie rzecz - paranormal romance wcale nie musi być płytkie i kiepsko napisane. I może prawdziwe perełki zdarzają się rzadko, ale to chyba gatunek nastawiony przede wszystkim na rozrywkę i chociażby "Wieczni" stanowią dobrą alternatywę na wolny wieczór :)

      Usuń
  4. Okładka faktycznie ciekawa, chociaż mnie osobiście nie zachwyca bóg wie jak, to chyba po prostu kwestia gustu. Za to fabuła wydaje się dosyć interesująca, może faktycznie paranormal romance już trochę się przejadło, ale najwyraźniej "Wieczni" nieco się od tego różni, za co chyba trzeba postawić plusa. Fajnie opisałaś tą książkę, w taki sposób że sama mam parcie żeby zobaczyć o co dokładnie chodzi, nawet pomimo tych kilku minusów, które wymieniłaś. Zapiszę ją sobie na swoją listę książek do przeczytania, chociaż jest już tam tyle pozycji, że nie wiem kiedy w końcu dotrę do tej, ale na pewno kiedyś to się stanie.
    Pozdrawiam cieplutko! :)

    faiithfully lifestyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zaliczyłabym "Wiecznych" do takiego typowego paranormal romance. Owszem, ma cechy tego gatunku, ale wyróżnia się na tle innych historii. Ta powieść ma swój niepowtarzalny klimat, który świetnie się wpasuje w deszczowe, ponure wieczory :)

      Usuń
  5. Ten motyw eliksiru nieśmiertelności bardzo skojarzył mi się z "Ever", ale na tym chyba podobieństwa między tymi dwiema książkami się kończą.
    W sumie dawno nie czytałam żadnej książki, która nie jest lekturą lub ewentualnie nie jest książką na tyle ambitną, żeby jej znajomość przydałaby mi się na maturze. Teraz idą święta i może wreszcie znajdę czas, żeby sięgnąć po coś lżejszego. Mi osobiście nie przeszkadza paranormal romance, niektóre naprawdę świetnie się czyta (chociażby do dzisiaj zachwycam się "Strąconymi", którzy nie dość, że mają piękną okładkę, to jeszcze tłumacz miał ogromne zdolności literackie i styl książki jest naprawdę świetny. Czyta się naprawdę fantastycznie, mimo że fabuła jest raczej zwyczajna). Sądząc po cytatach, które wplotłaś w recenzję, styl "wiecznych" też będzie mi odpowiadał. Poza tym jestem ciekawa, jaki los autorka wymyśliła dla dwójki głównych bohaterów, bo zazwyczaj wszystko kończy się happy endem, wielką miłością i pozytywną przemianą złego charakteru, a tu, z tego co napisałaś, będzie zupełnie inaczej.

    Pozdrawiam
    teorainn
    smiertelny-pocalunek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motyw eliksiru faktycznie zgadza się z "Ever", nawet o tym nie pomyślałam, ale dokładnie tak, to jedyny wspólny element tych serii :)
      Nie czytałam "Strąconych", jednak skoro polecasz, chętnie się z nimi rozejrzę. Co do "Wiecznych", to naprawdę powinni się sprawdzić jako przyjemna lektura na wolny wieczór. Świetny, barwny styl, tajemnicza atmosfera, zaskakujące zwroty akcji... I mimo dominującego wątku miłosnego minimalny poziom cukru. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)

      Usuń
  6. Zdarzało mi się (oj, wiele razy) kupować książki jedynie dla samych okładek. Niektóre trafione, niektóre już mniej, no ale trudno. W każdym razie, okładka to ważny element, w końcu jeśli jest ciekawie wykonana i przykuwa wzrok, nikt nie przejdzie obok niej obojętnie :)
    "Wieczni" właśnie takową okładkę posiadają. Powiem Ci, podoba mi się i zapewne w księgarni zwróciłabym na nią uwagę. I co więcej, z Twojej recenzji wynika, że książka całkiem ciekawa, więc chyba sobie zapiszę ją na jakąś moją listę (która jeszcze nie powstała, whatever). Lubię takie klimaty, więc kto wie, może akurat też mi się spodoba :)

    Buziakminiifluffi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na "Wiecznych" trafiłam w bibliotece i jakoś niewiele później w księgarni za bezcen. Oczywiście nie miałam żadnych pieniędzy i jak przyszłam parę dni później, to już jej nie było, smutek :c XD
      Jeśli będziesz miała okazję, przeczytaj, bo naprawdę warto. Jakaś ambitna książka to nie jest, ale miło zapełnia wolny czas :)

      Usuń
  7. Kojarzę ten tytuł... nie wiem, czy koleżanka mi go czasem nie podawała, ale w sumie tylko wymieniła wśród innych, więc nie zwróciłam szczególnej uwagi... hm... kiedyś lubiłam paranomal romance, ale teraz tak jakby "wyrosłam" z tego i rzadko sięgam, ale sięgam czasami. W sumie jestem zaskoczona, że w końcu jakiś się pojawił, który się wyróżnia. :) 7/10 to wysoka ocena, więc chyba warto sięgnąć. :) hahah, ja też często wybieram po okładkach. Patrzę labo na okładkę albo na tytuł, jak mi się nie spodoba, to nie czytam opisu nawet xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zaznaczyć, że to nie jest takie typowe paranormal romance, owszem, parę elementów się zgadza, ale poza tym raczej nie wpisywałabym tej książki do tego gatunku :) Jest naprawdę dobrze i oryginalnie napisana, więc warto dać jej szansę.

      Usuń
  8. W ogóle wybacz za spam, ale postanowiłam założyć bloga z recenzjami książek, pierwsza już jest, więc jeśli byłabyś chętna, to zapraszam tu http://ksiazkowa-magia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tej książce i skoro sama wyłapałaś ją ze względu na okładkę (faktycznie świetna!) to nie ma co się dziwić. To pierwsza jej opinia jaką czytam. Muszę przyznać, że fabuła zaciekawiła. I zgadzam się z tym, że to trochę dziwne, że niektóre młodzieżówki tak się rozchodzą, a inne, często lepsze, zostają porzucane po pierwszych tomach. A szkoda, bo możliwe że omija nas ciekawa historia i trochę oryginalności w młodzieżowej fantastyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie to, że znalazłam ją w swojej bibliotece, też nie miałabym pojęcia o jej istnieniu :) A moim zdaniem jest godna uwagi i wyróżnia się na tle swojego gatunku.

      Usuń
  10. Cudowna okładka, gdyby nie tylko ten cytat tak dobitnie kojarzący mi się ze "Zmierzchem". Ale brzmi jak całkiem przyjemne czytadło ;)
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tym cytatem zepsuli dobre pierwsze wrażenie :)

      Usuń
  11. Wracam z nowym komentarzem, bo właśnie skończyłam czytać "Wiecznych". Jak dla mnie niektóre momenty autorka mogła sobie darować, a przynajmniej trochę zwięźlej opisać, bo momentami czytanie mi się dłużyło. Zmiany w narracji mi nie przeszkadzały, za to główne postacie irytowały mnie ciągle swoim zachowaniem. O ile jeszcze Lanny na początku całkiem lubiłam, to potem było już tylko gorzej. Zresztą z Jonathanem było podobnie. Najpierw go lubiłam, a potem, jak już nie miał tych 12 lat, zdecydowanie przestałam go darzyć sympatią. Jeszcze nawet bym zrozumiała, że można nie pragnąć miłości i skakać sobie z kwiatka na kwiatek (delikatnie mówiąc), ale żeby potem mówić Lanny jakieś bzdury, jaka to ona jest dla niego ważna? Za to na powrót go polubiłam (co oczywiście nie znaczy, że zaczęłam go nagle uwielbiać), kiedy spotkał się z Lanny po tych wszystkich latach i trochę zmądrzał. Do Lanny sympatii nie odzyskałam, bo swoim zachowaniem w "czasach obecnych" udowadniała, że nie zmądrzała ani trochę przez te wszystkie lata. Nie podobało jej się podejście Jonathana do kobiet, a sama co robiła? Nawet Luke'a nie mogła sobie darować.
    O, i jeszcze irytowały mnie te wstawki w narracji Lanny "wtedy jeszcze nie rozumiałam, że on robi to bo..." albo "wtedy byłam przekonana, że..., ale teraz widzę, że...".
    Nie licząc niektórych zdecydowanie zbyt rozwleczonych momentów, czytało mi się naprawdę dobrze. Moją ulubioną postacią zdecydowanie była Uzra, jeśli chodzi o Aidara, to raczej trudno go lubić, ale na pewno był najbardziej wyrazistą i wzbudzającą najwięcej emocji postacią. Swoją drogą jestem ciekawa, co w końcu się z nim stało. Jeśli ukaże się kontynuacja, z pewnością przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie pisałam na początku, że o ile książka ma piękną okładkę i ładne wnętrze, o tyle nie da się tego powiedzieć o głównych bohaterach :) Lanny też zdecydowanie nie polubiłam, irytowała mnie przez większość książki, taka typowa sierotka, co to czepia się wszystkich dookoła, a w sobie problemu nie widzi. Ale fakt, Uzra jest niesamowita, choć to Adair zaintrygował mnie najbardziej - to, co ciekawi mnie w kontynuacji najmocniej, to właśnie jego dalszy los. Mam nadzieję, że kolejne części zostaną wydane, bo cykl jest naprawdę niezły, nawet pomimo kilku zgrzytów.

      Usuń
  12. Nie spodziewałam się, że pod tą piękną okładką kryję się tak niezłe wnętrze. Wielokrotnie mijałam książkę w bibliotece, bo opis wróżył kolejną schematyczną powieść. No cóż książka nie jest arcydziełem, ale dla rozluźnienia taką historię można by poznać. Problemem jest jednak brak kontynuacji, bo gdyby jednak się spodobała, to wolałabym się dowiedzieć, co dalej. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, książka nie jest najwyższych lotów, ale mimo wszystko warto do niej zajrzeć, po prostu fajnie spędza się przy niej czas :) Ja mam jeszcze nadzieję na kontynuację.

      Usuń

...