Seriale: co obejrzeć, a czego lepiej unikać – czerwiec 2019

najlepsze seriale, najgorsze seriale, czerwiec 2019, The Spanish Princess, Hiszpańska księżniczka, serial, HBO GO, Black Mirror, Czarne lustro, Netflix, sezon 5, Miley Cyrus, Ashley O
Jeśli ktoś obawia się, że ten wpis będzie równie długi co poprzedni, to może już teraz odetchnąć z ulgą. W czerwcu oglądałam zdecydowanie mniej, a niektóre seriale wciąż trwają, nie chcę więc przedwcześnie wyrabiać sobie opinii na ich temat.

Nie mogę też nazwać tego tekstu zestawieniem z rodzaju „najlepsze i najgorsze seriale miesiąca”, bo czerwiec 2019 stoi pod znakiem mieszanych opinii. Są produkcje, które mnie zachwyciły, zaś pozostałe wywołały skrajnie różne odczucia. Spróbuję je opisać, ale nie obiecuję, że mi wyjdzie.



The Alcasser Murders, Morderstwa w Alcasser, dziewczyny z Alcasser, dokument, serial, seriale dokumentalne, Netflix

„The Alcàsser Murders” / „Morderstwa w Alcasser” (Netflix)

Kryminalne seriale dokumentalne to coś, co bardzo lubię, mimo że zdecydowanie za rzadko sięgam po ten gatunek. Kiedy jednak poznałam opis tego tytułu, nie mogłam przejść obojętnie.

O sprawie słyszałam co nieco wcześniej, głównie za sprawą kanału Niediegetyczne (gorąco polecam go wszystkim, którzy uwielbiają się babrać w kryminalnych zagadkach i tajemniczych zaginięciach). Szczegóły są zresztą niezwykle wstrząsające. W 1992 roku trzy nastoletnie dziewczyny z Hiszpanii zaginęły po tym, jak miały się wybrać do popularnego miejscowego klubu. Na imprezę nigdy nie dotarły; ich ciała odnaleziono ponad 2 miesiące później. Wszystkie zostały brutalnie zgwałcone, a przed śmiercią były poddawane torturom. Sprawia odbiła się szerokim echem nie tylko wśród hiszpańskiej społeczności, ale też w Europie i na świecie.

„The Alcàsser Murders” wielbię przede wszystkim za bezstronność. Tak, zdaję sobie sprawę, że „wielbię” to średnio udany czasownik do opisania dokumentu o tak dramatycznej treści, jednak nie mogę inaczej wyrazić mojej reakcji na widok tego, jak twórcy podeszli do swojego dzieła. Nie piętnują absolutnie nikogo. Sprawa dziewczyn z Alcasser została pokazana z wszystkich perspektyw, bez zbędnego koloryzowania czy prób manipulacji odbiorcą. Historia, choć tragiczna i przerażająca, wciąga, głównie dzięki sprawnej narracji i montażowi. Serial jest świetnie zrealizowany zarówno pod względem merytorycznym, jak i technicznym. Może odrobinę mi nie pasowały graficzne efekty dodane do jednego z odcinków, ale mogę to łatwo wybaczyć.

Pełną recenzję możecie znaleźć na Serialomaniak.pl, a ja już teraz zaganiam Was do oglądania, jeśli do tej pory nie słyszeliście o tym tytule.

Serial dostępny oczywiście na platformie Netflix.


Mr. Iglesias, Profesor Iglesias, Gabriel Iglesias, serial, Netflix, sitcom, seriale komediowe

„Mr. Iglesias” / „Profesor Iglesias”, sezon pierwszy (Netflix)

Nawet nie potrafię do końca powiedzieć, dlaczego ten sitcom znalazł się na mojej liście. Jakoś spontanicznie zdecydowałam, że go obejrzę, tym samym znajdując sobie odskocznię od seriali o cięższej tematyce (bo to wcale nie jest tak, że oglądam w kółko „Friends”).

„Mr. Iglesias” opowiada o tytułowym bohaterze, który jako nauczyciel historii w publicznym liceum robi wszystko, by pokazać dyrekcji, że w uczniach uważanych za słabszych tkwi wiele niewykorzystanego potencjału. Poza śledzeniem jego zajęć i tym, jak radzi sobie z dotarciem do wymagających nastolatków, przyglądamy się też atmosferze w pokoju nauczycielskim i poznajemy losy poszczególnych członków kadry pedagogicznej.

„Profesor Iglesias” to serial komediowy o bardzo prostej strukturze, mocno czerpiący z utartych schematów. Nie ma w tym jednak niczego złego, bo całość ogląda się całkiem przyjemnie. Obawiałam się, że poziom żartów w tej produkcji sprawi, że będę chciała wyciąć sobie oczy i uszy, tymczasem kilkakrotnie szczerze się zaśmiałam i ogólnie nieźle się bawiłam podczas seansu.

Głównym problemem jest gra aktorska, bo ta miejscami pozostawia wiele do życzenia. Gabriel Iglesias, który nie tylko wcielił się w tytułową postać, ale też udzielił jej imienia i nazwiska (oraz kilka faktów z życia), jako stand-uper wyraźnie zapominał, że odstawienie show to nie to samo, co granie w serialu. Wypadał przez to sztucznie, choć z całą pewnością nie da mu się odmówić talentu, to zatem kwestia doszlifowania techniki aktorskiej. Pozostali bohaterowie też byli czasem zbyt przerysowani i gdyby nie fakt, że zostali wykreowani w sposób, który automatycznie budzi sympatię, to mogłabym się łatwo zniechęcić. A tak, nawet biorąc pod uwagę banalność i inne mankamenty, chętnie wrócę do produkcji, jeśli powstanie kontynuacja.

Jakby co, to „Profesora Iglesiasa” też zrecenzowałam na Serialomaniaku, gdybyście potrzebowali dodatkowych argumentów.

Serial dostępny na platformie Netflix.


Black Mirror, Czarne lustro, sezon 5, odcinek 2, Andrew Scott, Netflix, serial

„Black Mirror” / „Czarne lustro”, sezon piąty (Netflix)

Nie mam pojęcia, co stało się z tym serialem, ale to z całą pewnością nie jest „Black Mirror”, które parę lat temu powaliło mnie na kolana.

Zaprezentowane w najnowszym sezonie trzy historie są przede wszystkim… przeciętne i niezwykle przewidywalne. Nie było mowy o elemencie zaskoczenia, ponieważ wtórność i schematyczność sprawiły, że zakończenie okazywało się dokładnie tym, czego się spodziewaliśmy, a uwierzcie, to nie jest komplement.

Do najgorszych – nie tylko w piątej serii, ale i w historii całej produkcji – mogę uznać odcinek zatytułowany „Rachel, Jack and Ashley Too”, który klimatem i realizacją przypomina młodzieżowy film Disneya, a kończy się w najbardziej oklepany, banalny sposób z możliwych. Kuleje tu zarówno scenariusz, jak i gra aktorska.

„Striking Vipers” z kolei, który otwierał sezon, miał jakiś tam potencjał i było widać, że twórcom przyświecał jakiś koncept. Problem w tym, że każdy temat poruszony w tym epizodzie został mocno spłycony. Mimo rewelacyjnych kwestii technicznych (fragmenty gry wyglądają znakomicie), to jednak odcinek nie robi najmniejszego wrażenia.

Za najlepszy uznaję epizod „Smithereens”, głównie dlatego, że zachwyciła mnie kreacja aktorska Andrew Scotta. Jego emocje są niemalże namacalne, trudno nie wczuć się w sytuację tego bohatera i choć historia sama w sobie wydała mi się mocno kliszowa, to jednak było w niej coś magnetyzującego. No i chociaż tutaj postawiono na zakończenie nie do końca oczywiste, otwarte, zamiast wykładać kawę na ławę – a przecież nie do tego przyzwyczaiło nas „Black Mirror”. Przyzwyczaiło nas do siedzenia przed ekranem z otwartą gębą, próbując ogarnąć, co się właściwie stało.

Jestem bardzo zawiedziona. Jeśli twórcy zechcą wyciągnąć wnioski na przyszłość, to oczywiście jest szansa, że szósty sezon podniesie serial z kolan. Jeśli jednak to wszystko, co „Czarne lustro” miało jeszcze do zaoferowania, to chyba pora to zakończyć.

Serial dostępny na platformie Netflix.


The Spanish Princess, Hiszpańska księżniczka, Starz, serial, seriale historyczne, sezon 1, HBO GO

„The Spanish Princess” / „Hiszpańska księżniczka”, sezon pierwszy (Starz)

To była dla mnie jedna z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych premier. Jestem absolutnie zakochana w serialach inspirowanych historycznymi powieściami Philippy Gregory. Do tej pory było „The White Queen” i „The White Princess”, teraz przyszła kolej na historię Katarzyny Aragońskiej, pierwszej żony króla Henryka VIII.

Niestety w tym przypadku również spotkało mnie rozczarowanie. Jak się okazało po emisji kilku odcinków, twórcy planują drugi sezon – co tłumaczy, dlaczego tempo akcji jest wolne, ale nie usprawiedliwia rozciągnięcia wątków do granic możliwości. Z czasem fabuła zaczynała się robić nużąca; nie mogę też wybaczyć tego, co scenariusz zrobił z postacią Katarzyny. Po premierze pierwszego odcinka, który recenzowałam dla Serialomaniak.pl, wydała mi się niesamowicie fascynującą, obdarzoną dużą charyzmą bohaterką. Później serial zrobił z niej monotematyczną, upartą i rozpieszczoną pannę, która niestety potrafiła widza zirytować. A wielka szkoda, bo urok wcielającej się w nią Charlotte Hope jest ogromny, jednak sądzę, że aktorka nie mogła zagrać lepiej, skoro jej postać została ujęta w tak sztywne, przerysowane ramy.

Wiele osób zarzuca „The Spanish Princess” niezgodność z faktami historycznymi. Co ciekawe, ponoć serial odszedł też bardzo daleko od książki Gregory („Wieczna księżniczka”). Nie znam powieści, a na dokładność z historią nie nastawiałam się od samego początku. To mocno autorska, fabularyzowana wersja losów Katarzyny. Nie przeszkadzało mi, że twórcy dali się ponieść fantazji (choć ten kulawy hiszpański czasem rzeczywiście bolał).

Piękne kostiumy, dopracowana scenografia… Ale to trochę za mało. Serial nie jest nawet w połowie tak fascynujący jak poprzednie odsłony tego cyklu. Obejrzę kontynuację, jednak ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.

Serial dostępny na platformie HBO GO.


The Bold Type, Dziewczyny nad wyraz, sezon 3, Freeform, serial

„The Bold Type” / „Dziewczyny nad wyraz”, sezon trzeci (Freeform)

Ogromnie ubolewam, że po tym, jak platforma Showmax zniknęła z polskiego rynku, żaden inny dystrybutor nie zdecydował się na przejęcie tego serialu. A to jedna z tych mało znanych perełek, do których jestem mocno przywiązana (drugi sezon pojawił się nawet w moim zestawieniu najlepszych seriali 2018 roku).

Kat, Sutton i Jane to młode kobiety, które każdego dnia zmagają się z problemami czy to w związku, czy w karierze zawodowej. Przez to, jak naturalnie i autentycznie pokazane jest ich życie, właściwie każda dziewczyna może się z nimi utożsamić. Serial porusza wiele aktualnych tematów i robi to naprawdę z klasą. Nie znam drugiej takiej produkcji, z której czerpałabym tyle motywacji i inspiracji – zwłaszcza Jacqueline, szefowa magazynu „Scarlet”, w którym pracują bohaterki, jest dla mnie fantastycznym wzorem do naśladowania i marzę, by za kilkanaście lat mieć chociaż w połowie tyle gracji, mądrości i empatii co ona.

„The Bold Type” nie traci poziomu wraz z kolejnymi odcinkami. Nadal zgrabnie łączy elementy komediowe i dramatyczne, konsekwentnie prowadzi wszystkie wątki, a do tego fajnie pokazuje, jak dziewczyny zmieniają się z biegiem czasu i wraz z podejmowaniem kolejnych decyzji. No i, co działa przynajmniej w moim przypadku, oglądanie tych wszystkich pięknych strojów, fryzur i makijaży jest niesamowicie odprężające. „The Bold Type” z całą pewnością nie można potraktować jako głupiutką, babską historyjkę, bo daje do myślenia w wielu kwestiach. Czwarta seria w przyszłym roku, a ja będę mocno trzymała kciuki, by do tego czasu jakaś platforma bądź polska stacja zainteresowała się tym, by udostępnić tę produkcję szerszemu gronu odbiorców w naszym kraju.



Oglądaliście któryś z wymienionych tytułów? Jakie macie o nich zdanie? A może jest coś innego, co powinnam koniecznie nadrobić? ;)

6 komentarzy:

  1. Żadnego serialu z twojej listy nie widziałam, ale zainteresowałaś mnie tym pierwszym :D
    Ja ze swojej strony mogę ci gorąco polecić "Dark", Bo to jest istny sztos ��

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że mam ogromne zaległości w serialach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie widziałam żadnego z nich, z serialami jestem nieco do tyłu. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie widziałam żadnego. Teraz oglądam Lucyfera.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam oglądać "Hiszpańską księżniczkę" i mi nawet ta produkcja się podoba, choć przyznaję, że historia jest baaardzo rozciągnięta. Cały czas mam wrażenie, że wydarzy się coś więcej, a tu dalej kolejne wydarzenia historyczne zostają odłożone na rzecz dodania takich, które nie miały miejsca. Jednak mimo to produkcję ogląda się na tyle przyjemnie, że zapewne sięgnę po kolejne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten kanał you tube tez bardzo lubię. Z tego względu obejrzę pierwszą propozycję

    OdpowiedzUsuń

...