Zaczął się nowy rok szkolny, w co aż trudno uwierzyć, bo poprzedni dopiero co dobiegł końca. Mnie został co prawda jeszcze miesiąc wolny od nauki, ale że w przyszłym tygodniu zaczynam praktyki, dołączę do osób narzekających na wczesne pobudki i znacznie mniejszą ilość wolnego czasu. Skoro jednak wrzesień wiąże się z powrotem do szkoły, postanowiłam wspomnieć o lekturach, czy raczej pokazać, że wcale nie są takie złe. W ogóle mnie nie dziwi, że książki omawiane na polskim są zmorą większości uczniów; sama kocham czytać, ale nie znoszę tego robić pod przymusem. Mimo to w trakcie swojej szkolnej kariery trafiłam na naprawdę fajne pozycje, których zresztą sporo się nazbierało, gdy przygotowywałam się do tego posta. Chcę się podzielić z wami tą listą i przy okazji udowodnić, że lekturom czasem warto dać szansę, nawet jeśli sama myśl o nich wywołuje u niektórych płacz i zgrzytanie zębów.
Zdaję sobie sprawę, że wykaz lektur ulegał zmianie w ciągu ostatnich lat, różnice są też w programach przewidzianych w różnych szkołach. Pomogłam sobie trochę internetem, dlatego istnieje możliwość, że część z tych książek nie pojawi się na sprawdzianach w poszczególnych klasach. Wzięłam też pod uwagę lektury ze szkoły podstawowej, bo do niektórych mam po prostu sentyment – i nawet, jeżeli macie podstawówkę czy w ogóle naukę dawno za sobą, może warto odświeżyć pamięć albo nadrobić ewentualne braki :)
„Tajemniczy ogród” Frances Hodgson Burnett
Kocham tę historię do dzisiaj, kilka miesięcy temu czytałam ją zresztą od nowa. Ponadczasowa i wzruszająca. Pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zmianę czy na zaufanie drugiemu człowiekowi. Warto też sięgnąć po „Małą księżniczkę” i „Małego lorda” tej samej autorki.
„Lew, Czarownica i stara szafa” C.S. Lewis
Cóż, u mnie się tego nie przerabiało, a wielka szkoda. Do tej pory nie udało mi się przeczytać całego cyklu „Opowieści z Narnii”, dotarłam do trzeciej części, ale na pewno sięgnę po pozostałe, chociaż mówi się, że jest to seria raczej dla młodszych czytelników. Coś mi się wydaje, że moje wewnętrzne dziecko będzie miało uciechę. Magiczna opowieść.
„Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgren
To właśnie w trakcie robienia tego zestawienia przypomniałam sobie, jak bardzo spodobała mi się ta książka, kiedy poleciła mi ją koleżanka wiele lat temu. Muszę przeczytać jeszcze raz! Zafundowała mi mnóstwo emocji i pewnie zrobi to znowu.
„Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery
Jeszcze jedna z moich ulubienic, zdążyłam przeczytać jeszcze zanim nauczycielka zapowiedziała omawianie. Zawsze mocno utożsamiałam się z Anią, to genialna książkowa bohaterka. Ekranizacja z 1985 roku też bardzo mi się podobała.
„Hobbit, czyli tam i z powrotem” J.R.R. Tolkien
„Hobbita” przeczytałam dopiero pół roku temu, w szkole nawet nikt o nim nie wspomniał. A warto! Spotkałam się z opiniami, że Tolkien jest zbyt mroczny dla młodszych dzieci, że ma za ciężki styl – niektórzy ludzie nie wiedzą lub zapominają, że ta książka miała być przeznaczona właśnie dla takich odbiorców. Historia Bilba jest opisana niesamowicie i wciąga od pierwszych stron.
„Romeo i Julia” William Szekspir
Jako beznadziejna romantyczka nie mogłam się obejść bez tego tytułu. Z biegiem czasu (i większą ilością szarych komórek) dostrzegłam, że Szekspir zafundował historię dość naiwną i zbyt dramatyczną, ale to nie zmienia faktu, że nadal mam do niej ogromny sentyment.
„Kamienie na szaniec” Aleksander Kamiński
Tej pozycji chyba nie trzeba przedstawiać. Od jakiegoś czasu mam ochotę przeczytać od nowa i chyba rzeczywiście to zrobię. Ciekawa jestem, jak po kilku latach spojrzę na tę książkę.
„Mały Książę” Antoine de Saint-Exupéry
Czy ten wybór kogokolwiek dziwi? Ta niepozorna książeczka potrafi wiele nauczyć i bywa pociechą w trudniejszych chwilach. Dziwię się, że jeszcze nie mam swojego egzemplarza.
„Lalka” Bolesław Prus
Opasłe dzieło, które przeczytałam wyjątkowo szybko. Nie przypuszczałam, że tak bardzo mnie wciągnie, pamiętam jak praktycznie nie rozstawałam się z nią przez pierwsze dni ferii zimowych. Owszem, czasem dłużyły mi się te szczegółowe opisy Prusa, ale ogólnie miło ją wspominam i byłam rozczarowana, kiedy na studiach została pominięta.
„Ludzie bezdomni” Stefan Żeromski
Bardzo lubię refleksje Żeromskiego i ogólnie jego styl, jak dla mnie bardzo przystępny. A sama książka naprawdę ukazuje bezdomność w przeróżnym tego słowa znaczeniu.
„Inny świat” Gustaw Herling-Grudziński
Polecam głównie ze względu na temat, bo zrobiła na mnie duże wrażenie. Miałam co prawda pewne trudności w przebrnięciu przez nią – nie jest to najkrótsza książka, a i opisy były momentami męczące. Nie jest to jednak ważne ze względu na szczegółowość wspomnień autora i zawarty w nich bolesny obraz niewoli sowieckiej.
„Cierpienia młodego Wertera” Johann Wolfgang von Goethe
Krótkie, raczej smutne dziełko w postaci listów – czyta się szybko i nawet jeśli po drodze człowiek łapie trochę przygnębienia od tytułowego bohatera, to warto.
„Makbet” William Szekspir
No i znowu Szekspir. Bardzo lubię tę tragedię, jest nieco mroczna, ale nie brakuje w niej zwrotów akcji. Pozytywne wrażenie zostało utrwalone przez spektakl teatralny, który miałam okazję obejrzeć z klasą (pozdrawiam przystojnego odtwórcę Malkolma, któremu mogłam się dobrze przyjrzeć z pierwszego rzędu).
„Zbrodnia i kara” Fiodor Dostojewski
Tego też nie trzeba specjalnie reklamować. Świetna i jako kryminał, ale przede wszystkim jako powieść psychologiczna. Czułam się, jakbym była wewnątrz głowy Raskolnikowa.
Tak jak wspomniałam, trochę tego jest, a trzeba powiedzieć, że wybrałam tylko te lektury, które najbardziej zapadły mi w pamięć – na upartego dałoby się jeszcze dopisać kilka tytułów. Jakie lektury szkolne szczególnie podobały się wam?